Droga krzyża i nadziei – Empatyczne medytacje drogi krzyżowej

35,00 

Spełniam kolejne swoje marzenie.

W roku jubileuszowym oddajemy w Wasze ręce kolejną książkę, która ma w sobie promienie Nadziei.

 

Jest dla mnie ważna potrójnie:

  • Bo lubię pisać o tym, co daje Wam światło.
  • Bo napisana jest z ważnymi dla mnie Ludźmi.
  • Bo przychód z niej będzie przeznaczony na Specjalny Ośrodek Wychowawczy w Poznaniu.

 

Ponieważ mi kiedyś ktoś podarował skrzydła, to teraz ja chcę je przypinać innym.

Autorzy: Agnieszka Kozak, Piotr Kłonowski, Marek Ludwig
Grafiki: cierpliwy, utalentowany, pełen pasji Michał Grochoła
Numer ISBN: 978-83-974864-0-9
Rok wydania: 2025
Data premiery: 05 marca 2025


 

Brak w magazynie

Najniższa cena ( 18 lutego, 2025 ): 35,00  Kategoria:

Opis

Ta Droga powstała z pragnienia serca.
Jest podsumowaniem naszej wspólnej drogi.
Spotkania psychoterapeutki z księżmi
.

Chcemy w niej pokazać, że psychologia i wiara przenikają się nawzajem, ponieważ obie są drogami miłości, których celem jest odnalezienie sensu życia i tego, co jest istotą ukrytą w JESTEM.

Napisaliśmy ją, ponieważ mamy za sobą drogę budowania zaufania do siebie i do Słowa, które daje życie. Możemy śmiało powiedzieć, że jesteśmy na drodze ku przyjaźni — wzrastamy w niej, bo słuchamy siebie nawzajem, wspierając w kryzysach życiowych i tych, które związane są z wiarą.

Chcemy podzielić się z Wami naszym widzeniem tego, jak to, co ludzkie, może połączyć się z tym, co boskie — bez nadęcia, w codzienności, w odnajdywaniu tego, co ukryte na dnie serca.

A przecież tam, głęboko, jest ukryta Nadzieja na Dobre Życie.

Pobądź więc z nami i chciej przyjrzeć się temu, jak widzimy drogę krzyża i nadziei. 
Mocno wierzymy, że możliwe jest spotkanie z tym, co trudne, jeśli wszyscy będziemy chcieli mieć w sobie czułość i empatię — dla siebie i świata.

Naiwne? Cóż, nadzieja bywa naiwna, ale na pewno wiesz, jaką ma siłę sprawczą, sami widzieliśmy i doświadczyliśmy owoców z niej płynących, więc postanowiliśmy o niej zaświadczyć.

Przeczytaj fragment, zanim dojdzie Twój egzemplarz:

Pozwolić na odkrycie prawdziwej twarzy.

Ileż to razy patrzymy z pogardą na samych siebie. Zaprzeczamy miłości, która jest w nas złożona. Zamiast z miłości, składamy się z ocen. Nie wierzymy, że możemy być przyjęci z twarzą wykrzywioną z bólu, płaczu czy cierpienia. Zakładamy uśmiech — udajemy, że jest dobrze — bo lęk ściska za gardło. Nie możemy uwierzyć, że można nas kochać. Więc odbieramy też miłość innym — zakrywając swoją twarz.
Pozorne bezpieczeństwo wygrywa z lękiem przed bliskością.

A może z lękiem, przed kolejną oceną, kiedy pojawi się bliskość?
Nie można przecież kochać kogoś, kto pogardza sam sobą, kto sam nie lubi swojej twarzy…

Ciekawe jest to, dlaczego Weronika podchodzi do Jezusa? Ta stacja jest jakby lekarstwem stacji wcześniejszej: pokazuje mi, że czasem mogę być jak Szymon – zacząć pomagać z pozycji bycia ofiarą. Ale stacja szósta mówi już, że mam siłę, by wybrać pomaganie, wybrać bycie przy kimś.

Skąd Weronika ma w sobie tę przejrzystość, że potrafi dostrzec to, że Jezus tej pomocy potrzebuje? Podpowiada nam to w pewien sposób jej imię. Weronika z greckiego: φέρω phero – „niosę” i νίκη nike – „zwycięstwo”. Weronika niesie zwycięstwo. Zwycięstwem miłości jest pokonanie tego największego dystansu. Dystansu ludzkich opinii, drogi niesprawiedliwych ocen i wydawanych osądów. Drogi lęku i niepewności. Weronika może to pokonać, bo ona wie, że niesie zwycięstwo, że jej siłą jest nadzieja. Nadzieja, że dobro zwycięży, że Miłość zwycięży. Nadzieja staje się drogą wyjścia do działania.

W książce: Chłopiec, kret, lis i koń jest fragment, który mnie bardzo porusza i zatrzymuje: „Jaka jest najodważniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek powiedziałeś?- spytał chłopiec. Pomóż mi – odparł koń”. W tej stacji paradoksem jest też to, że to Jezus ostatecznie pomaga Weronice odkryć, kim naprawdę jest.

Pozwala jej podejść blisko i dotknąć cierpienia. Ta pomoc przynosi ulgę.

Ktoś widzi.
Nie brzydzi się.
Nie ocenia.

Nie ucieka, widząc twarz, która światu wydaje się być brzydka.
Ociera krew i pot z czułością, i delikatnością.

Dlatego Jego twarz zostaje na chuście, bo wydarzyło się czułe spotkanie.
Bez ocen, w uznaniu i przyjęciu cierpienia.
W byciu.
Cichym.

Przecież nie padło żadne słowo…

A jednak tak wiele wydarzyło się w tym spotkaniu — oboje pozwolili się spotkać sobie nawzajem.

On pozwolił jej podejść blisko.

Ona zaufała sile płynącej z delikatności.

Może właśnie dlatego Jezus pozwolił się zranić? Nie cofnął swojej twarzy, nie bronił się? Aby uwolnić nas od myśli, że jest idealny, a więc odległy i niedostępny. Weronika łamie schemat. Ona nie jest idealną kobietą. Podchodzi do skazańca. Ociera Mu twarz. Dotyka krwi — staje się nieczysta. Klęka nieidealna, przed „Nieidealnym”. A może jest tak, że to zaproszenie Jezusa do tego, aby dać prymat bliskości i miłości? Bo ona wykracza poza to, co jest nieidealne. A właściwie usuwa ocenę. Zamiast analizy, jest przyjęcie. Nieidealny nie oznacza nie boski — to tylko pokazuje, że ktoś nie jest według mojej idei, że ktoś nie żyje według mojego pomysłu. To jest to otarcie twarzy i pozostawienie wizerunku. Weronika mogła tę Chustę wyrzucić, bo mogła spodziewać się kogoś innego. Jednak ją zostawia, a ona staje się skarbem chrześcijaństwa i niesłychanym dowodem miłości.

Jakby to było pozwolić sobie na odsłonięcie i doświadczenie akceptacji?

Jakby to było pozwolić sobie na delikatność i czułość?

Jakby to było wyjść ze zwycięstwem, z przekonaniem, że nadzieja naprawdę zwycięży, Miłość zwycięży?